środa, 16 grudnia 2009

Raport Engadgeta: czytniki e-booków a sprawa polska

Kilka dni temu pisaliśmy o premierze eClicto, pierwszego polskiego czytnika e-booków. Dziś zastanowimy się, czy urządzenia należące do tej kategorii mają szansę na upowszechnienie, gdyż mimo sporego potencjału nie są wcale skazane na sukces. Zapraszamy do lektury - rozważymy co dla popularyzacji czytników mogą zrobić wydawcy i czy e-book w czytniku może dorównać tradycyjnej książce.

Kwestia ceny

Nie ma co owijać w bawełnę, ceny takich czytników jak eClicto (899 zł, Kolporter), Kindle (Amazon, $259) czy Nook (B&N, $259) są zwyczajnie za wysokie dla polskiego czytelnika, niezależnie od potencjalnych oszczędności wynikających z niższej ceny e-booków. Ceny te będą powoli spadały, jednak w perspektywie najbliższych 2-3 lat nie należy oczekiwać gwałtownego spadku kosztów produkcji. Szansą dla dystrybutorów może być za to subsydiowanie czytników w zamian za zobowiązanie klienta do kupowania określonej liczby publikacji przez zadany okres czasu - np. czytnik za 300 zł plus 30 zł wydawane miesięcznie na e-booki przez 2 lata.

Gazety lub czasopisma

Prenumerata elektronicznych wersji czasopism może być dla rynku czytników elementem decydującym -- w wielu sytuacjach wertowanie prasy w czytniku przewyższa wygodą rozkładanie płachty papieru. Aby jednak ten rynek mógł się rozkręcić, muszą zostać spełnione co najmniej dwa warunki. Po pierwsze wydania elektroniczne muszą być tańsze od klasycznych -- w serwisie super.nextore.pl widać, że niektórzy wydawcy przystają na przeszło 50-procentowe zniżki, podczas gdy inni oczekują za e-wydanie pełnej ceny okładkowej. Po drugie czytnik musi mieć możliwość pobrania treści bez podłączania do komputera -- co najmniej przez Wi-Fi, najlepiej przez łączność komórkową (jak Kindle czy Nook) -- tak, by nowy numer był od razu dostępny do lektury.

Leon Zawodowiec

Czytniki e-booków jako kategoria urządzeń mają jeden feler -- brak zastosowań profesjonalnych. Spójrzmy na rynek foto -- popyt na lustrzanki z najwyższej półki pozwalał na finansowanie działań badawczo-rozwojowych, które owocowały także ulepszeniami zwykłych aparatów kompaktowych. Z czytnikami jest inaczej -- osoby zajmujące się zawodowo czytaniem, wydawcy i redaktorzy, muszą mieć możliwość szybkiego skakania po tekście i swobodnego tworzenia adnotacji, żaden czytnik nie zastąpi tu pliku kartek. To zaś oznacza brak klientów, dla których kryterium zakupu stanowiłyby możliwości, a nie cena.

Możliwości techniczne i DRM

Elektroniczny papier nie osiągnął jeszcze pożądanych parametrów, dziś jest to w najlepszym razie arkusik rozmiaru kartki A5 wyświetlający 16 odcieni szarości (Kindle DX za 490 USD). W niektórych urządzeniach naładowana do pełna bateria wystarczy raptem na 500 odświeżeń ekranu (eClicto). Niezgodność systemów DRM (zabezpieczeń przed nieautoryzowaną dystrybucją kupionych e-booków) oznacza, że nie poczytamy na jednym urządzeniu publikacji z księgarni eClicto i Amazona lub B&N. Mamy nadzieję, że ta niedorzeczna bariera w przyszłości zniknie -- nikt przecież nie wyobraża sobie sytuacji, w której Walkmany odtwarzałyby wyłącznie muzykę wydaną przez Sony Music. Zresztą to właśnie branża muzyczna odkryła, że DRM jest ślepym zaułkiem, a sprzedaż zwykłych MP3 jest równie opłacalna dla dystrybutora i znacznie wygodniejsza dla klienta. Oby wydawcy książek i prasy szybko doszli do podobnych wniosków.

Analogowa konkurencja

Największym wrogiem e-booków są... książki papierowe. Raz kupiona klasyczna książka nigdy nie spowoduje problemów z DRM, działa bez zasilania i serwisu przez dziesiątki lat, daje możliwość stosowania zakładek, tworzenia odręcznych adnotacji i przypisów, zawiera kolorowe ilustracje w wysokiej rozdzielczości, elegancko prezentuje się na półce, można ją bez problemu pożyczać, odsprzedać czy podarować, można zdobyć autograf i dedykację autora, jest odporna na zgniatanie, mróz i gorąco. Jakby nie patrzeć, technologia była udoskonalana przez ostatnie pół tysiąca lat.

Zalety książek elektronicznych: są lżejsze i pozwalają na szybkie wyszukiwanie według słów kluczowych, ich kupno i sprowadzenie zza granicy trwa kilkadziesiąt sekund zamiast wielu dni, rozmiar tekstu można płynnie skalować. I tyle. Jak zróżnicować cenę tych dwóch formatów?

Z punktu widzenia wydawcy e-booki mają prawie same zalety -- nie trzeba ich magazynować, rozsyłać, zamrażać pieniędzy w drukowanym nakładzie, dodrukowywać braków -- koszty są niższe, a po ich zwrocie każdy następny egzemplarz to czysty zysk. Z przecieków wiadomo, że polscy wydawcy życzą sobie za e-booka połowę ceny egzemplarza papierowego. Z drugiej strony e-booki dla czytnika Kindle w księgarni Amazon kosztują często więcej od zwykłej książki, co trudno zrozumieć, zważywszy na ograniczenia jakim podlegają.

Podsumowanie

Aby czytniki e-booków przestały być produktem niszowym, muszą być tańsze i lepsze -- można to powiedzieć o każdej nowej technologii. Aby jednak mogły zyskać prawdziwą popularność, muszą przejąć możliwie dużo zalet zwykłych książek, a dodatkowo udostępniać (oczywiście odpłatnie) także treść gazet i czasopism. Być może obecna generacja czytników jest jeszcze za mało zaawansowana, by mogła stanowić konkurencję dla druku, jednak rolowany, elastyczny e-papier nie wszedł póki co do masowej produkcji. Z całą pewnością zaś potrzebować będziemy większego wyboru książek po polsku -- firmę Kolporter trzeba więc pochwalić za pierwszy krok na nowe terytoria, a my jako czytelnicy mamy nadzieję, że za jakiś czas na rynku pojawi się (i utrzyma) także konkurencja.

Źródło: pl.engadget.com

Brak komentarzy dla: “Raport Engadgeta: czytniki e-booków a sprawa polska”

Prześlij komentarz