poniedziałek, 5 stycznia 2009

0

Pierwsze sukcesy e-książek

Niemieckie wydawnictwa mówią "tak" książce elektronicznej. Technika dojrzała już do tego, by podjąć wyzwanie, a sukces w USA jest nader przekonujący.

Urządzenie ma rozmiar książki w kieszonkowym wydaniu, ale grubość nie większą niż pół centymetra. Obudowa z polerowanego metalu nadaje mu bardzo elegancki wygląd.


Ludzi, którzy tłoczyli się w monachijskim Domu Literatury, by wziąć do ręki e-książkę, fascynowało głównie jedno: jak to się dzieje, że na wyświetlaczu elektronicznego czytnika czcionki sprawiają wrażenie lekko wypukłych.

Na ekranie tym, przypominającym szary, ekologiczny papier, litery widać bardzo ostro i wyraźnie, nic nie lśni, nie migocze, nie ma żadnych refleksów. Wygląda to tak, jak gdyby za zmatowioną szklaną szybą znajdowała się papierowa strona pokryta drukiem najwyższej jakości. Urządzenia bazujące na tak zwanej technologii e-ink (elektroniczny atrament) istnieją od 2007 roku i wiele wskazuje na to, że ów dawno zapoczątkowany rozwój przeistoczy się w prawdziwą lawinę. Książka elektroniczna stanie się masowym produktem.


W to, że tak właśnie będzie, nie wątpił chyba nikt spośród ponad 130 menedżerów wydawnictw, przedstawicieli firm oferujących obsługę techniczną oraz księgarń, którzy na zaproszenie Akademii Niemieckiego Handlu Książką spotkali się w Monachium na największym jak dotąd kongresie na temat e-książek na obszarze niemieckojęzycznym. Są już przecież konkretne liczby, co z reguły robi na menedżerach największe wrażenie. Od czasu, gdy przed mniej więcej rokiem internetowa księgarnia wysyłkowa Amazon wprowadziła na amerykański rynek swój czytnik Kindle, obroty w handlu elektronicznymi książkami osiągnęły nieznany wcześniej poziom. Tylko w ciągu trzech pierwszych kwartałów 2008 roku wpływy wzrosły z 10 do niemal 14 miliardów dolarów, jak informuje Johannes Mohn, odpowiedzialny w firmie Bertelsmann za biznes elektroniczny.

Kto jednak chce działać na tym rynku, musi poznać w świat, z którym wiele wydawnictw dotychczas nie miało wiele do czynienia. Ralf Müller, prezes oficyny Droemer-Knaur, nie odczuwa specjalnego lęku przed kontaktem z tą sferą. Gdy słyszy się go rozprawiającego o automatyzacji procesów biznesowych, głównych bazach danych i portalach wyszukiwawczych stron www, wręcz trudno uwierzyć, że chodzi tu o dobro kultury, jakie stanowi książka. – Książka jest książką, nieważne, czy drukowana, czy elektroniczna – konstatuje wprawdzie Ronald Schild, który stworzył platformę internetową Libreka dla stowarzyszenia giełdowego niemieckiego księgarstwa. – Ale łańcuch produkcji w wydawnictwach musi zostać przestawiony na nowe tory –postuluje. Rozwój zaczyna się teraz, za rok czy dwa będzie za późno. – Cyfrowe rynki – twierdzi Schild – mają tendencję do koncentracji na niewielu dużych firmach oferujących poszukiwane techniki. Amazon z czytnikiem Kindle już dziś ma ogromną przewagę.

Czego jednak oczekuje czytelnik? Książki od dawna nie są składane w ołowiu, lecz elektronicznie, także w niemieckich wydawnictwach. Z reguły druk odbywa się z plików w formacie pdf. Nie może to być jednak podstawą dla wydań elektronicznych, tłumaczy Mike Röttgen z firmy Arvato zajmującej się obsługą techniczną. – Często tylko drukarnie mają ostateczne pliki w formacie pdf – mówi. – Pdf to jeszcze nie e-book – potwierdza Müller, szef Droemer-Knaur.

Ekrany czytników w technologii e-atramentu mają różną wielkość, niektóre z nich pozwalają ponadto na zmienianie rozmiaru i rodzaju czcionki. – Zawartość musi jednak pasować do wszystkich urządzeń – zwraca uwagę Johannes Mohn. – Jedna strona nie jest już bowiem jedną stroną. Dane muszą być przechowywane w centralnych bankach danych niezależnie od ich formatu – stwierdza ekspert IT Röttgen. Tylko dzięki temu mogą zostać udostępnione na każdym możliwym czytniku. Przekątne ekranów wahają się już w granicach 15-20 centymetrów, a waga urządzeń to 170 do 500 gramów. W chwili obecnej "przewracanie strony" trwa jeszcze stosunkowo długo: do 1,5 sekundy, a tekst może być wyświetlany tylko w barwach czarno-białych. Jak podkreśla jednak Johannes Mohn, doświadczenie choćby z aparatami cyfrowymi uczy, iż postęp następuje bardzo szybko. – Urządzenia będą doskonalone – przewiduje. Również tzw. smartphony, aparaty komórkowe z dużym ekranem, są w zasadzie czytnikami. – Szef Apple, Steve Jobs mógłby jutro zrobić z iPhone’a e-booka poprzez aktualizację oprogramowania – uważa Mohn.

Nazwisko Jobsa nie bez powodu pada tu wiele razy. Przed kilku laty jemu właśnie udało się zawładnąć biznesem, którego tradycyjna branża zbyt długo bała się jak diabeł święconej wody: biznesem muzyki pobieranej z internetu. To, że Apple jest już nie tylko największym w Ameryce sklepem do ściągania muzyki, lecz i jej największym dystrybutorem na świecie, pokazuje, jak szybko nowy rynek zostaje zdominowany przez dużego gracza, ostrzega Ronald Schild z Libreki. – Branża książkowa musi sama działać na rynku albo będzie tam rządził duopol Amazon i Google.

Jobs był również tym, który pokazał ociągającemu się przemysłowi muzycznemu, że błędem było nieoferowanie – ze strachu przed pirackimi kopiami – własnych elektronicznych wersji nagrań. – Jeśli zabraknie legalnej oferty, książki będą nielegalnie trafiały na czytniki – ostrzega Pascal Zimmer z Libri, pełniącej rolę hurtowni i firmy wysyłkowej. Jest ona partnerem japońskiego koncernu elektronicznej rozrywki Sony, który już wiosną chce wprowadzić czytnik e-książek w Niemczech. Urządzenie, dostępne już we Francji i w Wielkiej Brytanii, będzie można zamówić w Libri, zaczną je sprzedawać także księgarnie. Ceny elektronicznych książek w Anglii i Francji są niższe od cen sklepowych wydań drukowanych. Czytnik kosztuje około 300 euro. Obecnie do dyspozycji czytelników jest już 2500 tytułów we Francji i 6000 w Anglii.

Amazon, która ze swym czytnikiem Kindle i ponad 200 tysiącami pozycji książkowych do zamówienia przez w internet dominuje na amerykańskim rynku e-booków, jeszcze nie zapowiedziała ofensywy w Europie. Nie należy jednak spodziewać się, że największa na świecie księgarnia wysyłkowa będzie czekać z założonymi rękami, aż Sony albo inni konkurenci zdobędą liczącą się pozycję w Europie. Ponadto amerykański czytnik e-książek, ochrzczony nazwą Kindle, ma coś, co odróżnia go od wszystkich innych: wbudowany moduł radiowy, który podobnie jak telefon komórkowy łączy się z siecią radiową UMTS, bez konieczności dodatkowych opłat.

– Naszą ideą jest, by każdą wydrukowaną kiedykolwiek książkę można było ściągnąć w 60 sekund – mówi Anne Stirnweis, odpowiedzialna w Amazon za nośniki cyfrowe. Brzmi to podejrzanie, jak w stylu kolejnego giganta w działalności online: także Google może próbować uczestniczyć w biznesie literatury w formacie cyfrowym. Od lat skanuje książki na całym świecie, wprowadził już do swoich zbiorów grubo ponad milion tytułów. W końcu października koncern położył na tej drodze prawdziwy kamień milowy: płacąc 125 milionów dolarów załagodził spór z przedstawicielami amerykańskich autorów. Gdyby Google oferował bezpłatnie do ściągnięcia książki niechronione prawami autorskimi, finansowane przez reklamy, mocno dotknęłoby to wydawnictwa i handel.

Źródło: wiadomosci.onet.pl