Wspomniany patent (7,664,751) firma Google uzyskała 16 lutego. Początkowo czytając go można się bardzo zdziwić. Firma znana z promowania neutralnego internetu proponuje "zmienny interfejs użytkownika bazujący na uprawnieniach dostępu". Mówiąc bardziej szczegółowo chodzi o system, w którym treści prezentowane użytkownikowi są uzależnione od informacji o jego położeniu geograficznym oraz na prawach dostępu ustalonych dla dokumentu.
"Filtrowanie internetu" to pierwsze słowo jakie przychodzi na myśl gdy czytamy tekst patentu. W opisie wynalazku zwrócono jednak uwagę na to, że system może służyć do ochrony praw autorskich. Poniżej cytat:
Przykładowo dostawca treści może dostarczać pewne książki, które stanowią domenę publiczną i inne dokumenty, do których dostawca treści nie ma pełnych praw. Stosownie do tego fragmenty książki, które dostawca treści decyduje się dostarczać do użytkownika, mogą się różnić.
Staje się jasne dlaczego firmie Google zależy na takiej technologii. Projekt Google Books, w ramach którego firma chce skanować i udostępniać książki, ma problemy głównie z prawem autorskim. Książka będąca domeną publiczną w jednym kraju może być wciąż chroniona prawem autorskim w innym. Odpowiedni filtr treści mógłby zapobiec naruszeniom praw autorskich w przypadku międzynarodowego serwisu.
Być może taki patent pomoże firmie Google w przekonaniu wydawców do Google Books, a w chwili obecnej przyszłość projektu nie jest pewna. Sąd wciąż nie wydał postanowienia w sprawie umowy z amerykańskimi wydawcami książek, która mogłaby uregulować choć w części kwestię korzystania z dzieł chronionych.
Google Books jest krytykowany w Europie (we Francji i Niemczech) oraz w Chinach. Z drugiej strony da się zauważyć, że Komisja Europejska jest pełna podziwu dla Google. Amerykańska firma jest o krok od stworzenia potężnego zbioru zeskanowanych książek, za co europejskie instytucje zabrały się dość późno.
W Europie rozważa się w chwili obecnej modyfikację praw autorskich w taki sposób, aby łatwiejsze było przenoszenie książek z bibliotek do sieci. Dotyczy to przede wszystkim dzieł "osieroconych", tzn. utworów, których właściciel nie może zostać zidentyfikowany lub zlokalizowany. British Library szacuje, że 40% jej kolekcji chronionej prawami autorskimi to utwory "osierocone".
Filtr według pomysłu Google może pozwolić na to, aby pewne dzieła zostały zeskanowane i były dostępne chociaż dla części internautów. Nie zmienia to faktu, że sam patent może budzić wątpliwości. Co się stanie, jeśli inna amerykańska firma będzie chciała skanować książki i udostępniać je użytkownikom w wybranych krajach? Czy patent w rękach Google będzie przeszkodą dla konkurencji?
Brak komentarzy dla: “Google: Filtr treści z myślą o Google Books?”
Prześlij komentarz